PRZYGODY RUTY - PAMIĘTNIK PRZY MIĘCIE CZ. II
- marcelinafalinska
- 17 maj 2023
- 3 minut(y) czytania

Dzisiaj nadszedł czas na kolejny wpis z serii Przygód Ruty. Tym razem piszę go z miasta (a nie pięknej okolicy, o której wspominałam TUTAJ), więc musiałam jakoś inaczej wejść w atmosferę leśnej chatki czarownicy. Z pomocą przyszły mi piękne zapachy kadzidełka i sojowych świeczek, w które wyposażałam się na potęgę w lecie zeszłego roku.
RZUCAM KOŚCIĄ, ŻEBY WYLOSOWAĆ ILOŚĆ KART NA TEN DZIEŃ

Tego dnia Rutę spotkają aż trzy różne rzeczy. Wyciągam karty i zapominam, że mogę ułożyć je jako trzy elementy jednego wydarzenia... Ale ponieważ słowo się rzekło - trzeba będzie to jakoś ograć!
LOSUJĘ CHARAKTER PIERWSZEGO ZDARZENIA, A NASTĘPNIE ODKRYWAM KARTĘ

Charakter zdarzenia brzmi: zaplanowane spotkanie. Z czym będzie związane? Dwójka trefl głosi: Upiecz chleb / zrób dżem / przygotuj wyjątkowy posiłek. W takim razie wejdźmy w opowieść. 🌻🌻🌻
8 kwietnia roku Czterech Gwiazd
Okropności! Jestem tragiczna w kuchni i nie mam pojęcia, dlaczego w ogóle zgodziłam się na zrobienie tych wypieków. Paszcza próbuje mi wmówić, że chciałam po prostu zadowolić mieszkańców wioski niezależnie od swoich umiejętności i Stara Wiedźma nie byłaby zadowolona. Nie słucham go, bo mam ważniejsze rzeczy na głowie. Już druga partia ciastek wyszła mi spalona i niedopieczona na raz. Z chęcią użyłabym do tego magii, gdyby nie to, że nie jestem czarownicą kucharską (są takie, czarują poprzez swoje posiłki) i nie umiem tworzyć jedzeniowych cudów.
Muszę dzisiaj pojawić się w miasteczku z ciastkami, które obiecałam nie tylko mieszkańcom, ale przede wszystkim Lubej. Tylko póki co nie ma żadnych ciastek, a ja wyrywam włosy z głowy.
Paszcza śmieje się ze mnie perfidnie, a ja rozważam, czy nie zrobić czasem potrawki z chowańca zamiast słodkiego poczęstunku. Najgorzej, że została mi jeszcze jakaś godzina do przyjścia Lubki, a kuchnia jest pobojowiskiem. No i oczywiście nie mam żadnych obiecanych wypieków...
CZAS NA DRUGĄ KARTĘ. ODKRYWAM JĄ, UPRZEDNIO LOSUJĄC JEJ NATURĘ.

Trójka oznacza niespodziewane spotkanie, król to zastąpienie mowy śpiewem.
Uduszę go, uduszę Paszczę gołymi rękoma. Twierdzi, że nie zrobił tego celowo, ale właśnie zrzucił na mnie ostatnie eliksiry, jakie trzymałam na półce w kuchni. Nigdy tam nie wchodził, a teraz doszedł do wniosku, że to dzień na robienie niekonwencjonalnych, okropnych dla mnie w skutkach rzeczy. Nie miałam pojęcia, czy nie stanie mi się nic potwornego od zmieszania tych formuł w jedną. Na szczęście chata nie wybuchła, ja nie zniknęłam, nic nie stanęło w ogniu. Myślałam nawet, że nic złego się nie stało... Do czasu.
Kiedy przyszła Luba, odkryłam, co dało mi połączenie substancji z półki na mojej własnej głowie. Nie jestem w stanie odezwać się normalnie. Mówię piosenkami! Lubkę bardzo to bawi, ja jestem załamana. To dzisiaj mam poznać wszystkich mieszkańców wioski, a zrobię z siebie pośmiewisko.
- Będziesz dzięki temu bardziej tajemnicza - pocieszyła mnie moja przyjaciółka.
Wyjdę na idiotkę. Wierzę w to głęboko. A ciastka udało nam się zrobić. Luba, w przeciwieństwie do mnie, jest doskonała w wypiekach.
CZAS NA OSTATNIĄ KARTĘ. ODKRYWAM JĄ, SPRAWDZIWSZY, JAKI CHARAKTER MA

Mamy tutaj zaplanowane spotkanie i dwójkę pik, która oznacza festyn! Doskonale się składa.
Nie było AŻ TAK źle, jak myślałam, że będzie. Luba cały czas była ze mną i nie musiałam się odzywać. Kategorycznie zabroniłam Paszczy pojawiać się w wiosce - ten niecnota narobiłby kłopotów sobie, mi lub obojgu. Został zatem w chatce (i do teraz się na mnie za to boczy).
Dobrze mi chyba zrobiło, że pobyłam wśród ludzi. Byli przemili i przyjęli mnie tak pięknie, że łza się w oku kręci. Nie musiałam mówić kompletnie nic, bo Luba wcisnęła im jakiś kit o dniu milczenia, który akurat odbywam. Wszyscy w to uwierzyli... Ta dziewczyna jest niesamowita.
Niepokoi mnie Grom. Był dziś w wiosce (jak z resztą każdy podczas festynu) i przyglądał mi się uważnie. Nie podszedł ani razu - nie przepadają ze sobą z Lubką - ale wręcz czułam, jak świdruje mnie spojrzeniem. Będę musiała zająć się tym dziwacznym myśliwym, bo bardzo mi się nie podoba.
Z festynu przyniosłam wiele kolorowych kwiatów, bursztynową nalewkę sąsiadki Lubki i kokardę dla Paszczy. Jest sroką i lubi takie piękne przedmioty - więc kokarda już wylądowała w jego leżu.
Teraz siedzę przy mięcie, spisuję resztę wydarzeń tego dnia i chłonę śpiew ptaków, które nawołują się przed nocą. Jest miło, wręcz błogo. Może ten dzień nie był taki zły?
Cofam to, co napisałam godzinę temu. Zapomniałam deski, na której przyniosłam swojo-lubkowe ciastka. Nic tylko spuścić na siebie zasłonę milczenia...
Dzisiejszy dzień Ruty nie był zbyt udany. Może to wina Paszczy a może po prostu nie miała szczęścia? Nie zważając na to, zaczynam się zastanawiać...
コメント