POPKULTURA: CZEMU CZYTAM MŁODZIEŻÓWKI?
- marcelinafalinska
- 31 maj 2023
- 4 minut(y) czytania

Odpowiedź na pytanie w tytule może być banalnie prosta. Czytam młodzieżówki, bo piszę na ich temat pracę magisterską. Nie zmienia to faktu, że ta naukowa fascynacja ma swoje korzenie, o których chciałabym dziś napisać kilka słów.
NIEMIŁE DOBREGO POCZĄTKI...
Swoją przygodę z nauką zaczęłam jako chorowita siedmiolatka. Nie wiem, jakim cudem przepuszczono mnie z pierwszej do drugiej klasy. Chodziłam w kratkę i nie umiałam wiele. Tamten czas pamiętam jako bardzo mozolne wkuwanie zaległego materiału i wieczne ukośniki z zeszycie. Czemu ukośniki? Mieliśmy taką skalę oceniania. Minus = źle. Plus = dobrze. Ukośnik = nie jest źle, dobrze też nie. Nienawidziłam tych okropnych ukośników i marzyłam, by jakimś cudem dostać wyróżnienie za naukę na akademiach w klasach 1-3. Niestety na próżno. Dobrze chyba tylko rysowałam.
Nie potrafiłam dobrze czytać. Mimo szczerych próśb mojej mamy i jej całkiem dobrych pomysłów na nakłonienie mnie do czytania nie byłam w stanie zmusić się do długiego siedzenia nad tekstem. Owszem - zaczynałam książki z dobrych chęci i poczucia obowiązku, ale nigdy nie trzymałam się ich długo. Męczyły mnie.
ALL YOU NEED IS... LOVE?
Wszystko zmieniło się, gdy miałam 11 lat. Byłam już wtedy poważną nastolatką z prawdziwym C H Ł O P A K I E M. Michał o rok starszy ode mnie nawet starał się wejść w swoją rolę, czego ja niestety zdawałam się nie dostrzegać. Kiedyś na podwórku zwróciłam uwagę, że mi trochę zimno i wywiązał się między nami dialog. Michał wspiął się na wyżyny swojego nastoletniego romantyzmu i rzekł:
- Chcesz moją bluzę?
Zrobił to, wierząc, że przecież tak się powinno robić w związkach, co nie? Ja spojrzałam na niego, przekalkulowałam kilka faktów i, niewiele myśląc, odrzekłam niefrasobliwie:
- Nieeee, poproszę mamę, żeby mi rzuciła.
I kilka minut później miałam własną bluzę na sobie. Znaczenie tamtego momentu doleciało do mnie lata później.
Związek z Michałem bardzo mnie odmienił, za co dziękuję z całego serca jego mamie! Za jej sprawą dostałam jeden z najlepszych prezentów swojego 11-letniego życia. Była to młodzieżowa powieść Kościany Przyjemniaczek Dereka Landy. Myślałam, że skończy jak inne książki tym bardziej, że okładka nazywała ją najoryginalniejszą powieścią dla młodzieży od czasów HARRY'EGO POTTERA (pisownię zachowałam), a moja przygoda z Harrym zaczęła się w szkolnej bibliotece i skończyła jakoś na piątej stronie.

KOŚCIANA KULA ŚNIEGOWA
Kościany Przyjemniaczek był strzałem w dziesiątkę. Pochłonęłam go niezwykle szybko i to samo stało się z drugą częścią cyklu. Czytałam te dwie powieści po kilka razy, ale na moje nieszczęście okazało się, że tylko te dwie zostały przetłumaczone na język polski. Wiele lat łudziłam się, że coś może ruszy w tej kwestii jednak na próżno. Landy w Polsce nie okazał się takim hitem jak Rowling.
Mnie na szczęście to nie powstrzymało. Od tej pory zanurzyłam się w książkach, kochając je miłością tęskną i jakby próbując nadrobić stracony książkowy czas. Nadal nie przepadałam za lekturami szkolnymi - bo do dzisiaj są przestarzałe i nieciekawe dla czytających je uczniów - ale szło mi z nimi o wiele lepiej.
AŻ COŚ KLIKNĘŁO
Podejrzewam, że zachwyciła mnie moja gimnazjalna polonistka, która potrafiła pięknie mówić o literaturze. To był etap, kiedy lubiłam mówić o sobie, że moim ulubionym gatunkiem książek są lektury szkolne. Kochałam wszystkie - i tylko Krzyżaków nie przeczytałam na czas. Zdarzało mi się chodzić do biblioteki szkolnej i słuchać opowieści Bibliotekarki o bohaterach romantycznych, a także tekstach, które ich stworzyły - Konradzie Wallenrodzie, Cierpieniach młodego Wertera, Giaurze... Kochałam lektury szkolne, chociaż nie zawsze wszystko z nich rozumiałam.
Na szczęście poza lekturami miałam obok siebie także książki młodzieżowe. Zaczytywałam się w sadze o Percym Jacksonie Riordana, czyniąc z tego uniwersum sporą część mojej tożsamości. Z uwielbieniem wracałam do Lawendy w chodakach Ewy Nowak, w której jeden z bohaterów cytował z pamięci Pana Tadeusza (chciałam być jak on), czytałam pierwszy raz w fabularnej o Łodzi - mieście mojego pochodzenia - w Piątej z kwartetu Doroty Combrzyńskiej-Nogali. Młodzieżówki zawsze były ze mną.

DŁUGO DŁUGO NIC...
W późnym gimnazjum i liceum zajęłam się poważnymi sprawami czyli książkami dla dorosłych. Młodzieżówki stały się synonimem obciachu i czekały grzecznie na półkach, aż zmienię zdanie. Przyszło to nieprędko bo dopiero na drugich studiach, ale ze zdwojoną siłą. Odkryłam bowiem gatunek Young Adult, który przyszedł do nas prosto z ameryki. No i właśnie - można powiedzieć, że nie ma to wiele wspólnego z literaturą dla nastolatków. Okazuje się jednak, że książki te są adresowane do czytelnika między 14 a 21 rokiem życia i dotykają przede wszystkim tematu dorastania*. No i wpadłam znowu. Wcale nie żałuję!
Jestem zauroczona dzisiejszymi młodzieżówkami, ponieważ bardzo pięknie oddają specyfikę epoki, w której dzisiaj żyjemy. Młodzież tam opisana korzysta ze smartfonów, zawiązuje relacje przez media społecznościowe, żartuje korzystając z najnowszych popkulturowych nawiązań. Słowem: jest żywa i w niczym nie przypomina tej młodzieży ze szkolnych lektur, o której dziś nastolatki nie bardzo chcą czytać. Czy widzę w tym szansę na powrót młodych do czytania? Według badań i tak całkiem nieźle czytają**, ale z pewnością będą czytać jeszcze więcej, kiedy literatura będzie o nich i dla nich.

*K. Rogowicz, Literatura dla młodzieży – między popularnością a dydaktyzmem, „Z Teorii i Praktyki Dydaktycznej Języka Polskiego”, 2017 t. 26, s. 90.
**Z. Zasacka, Czytelnictwo wśród młodzieży szkolnej 2017, „Rocznik Biblioteki Narodowej”, s. 46.
Commentaires